Silny wpływ na obrzędowość naszych Świąt Bożego Narodzenia – oprócz rzymskich Saturnaliów – wywarły pogańskie święta na cześć zmarłych. Słowianie obchodzili takie święta 4 razy w ciągu roku – w czasie przesileń i równonocy, a najbardziej uroczyście w zimie, w dniu naszej wigilii. Zamiast naszej wieczerzy wigilijnej mieli dawni Słowianie stypę zaduszną. Dobór obrzędowych potraw i zwyczajów wigilijnych do dziś świadczy, że korzenie naszej wieczerzy sięgają czasów prasłowiańskich. Wpływ pradawnych obrzędów i zwyczajów najlepiej zachował się na wsi, gdzie do niedawna jeszcze panowała powszechna wiara, że w dzień wigilijny zjawiają się na ziemi dusze zmarłych, przybierając postać wędrowców, zwierząt (szczególnie wilków) i przychodzą do swoich domów. Ponieważ zmarli przebywają w chatach między żywymi, nie wolno wobec tego w tym dniu tkać, prząść, rąbać, energicznie zamiatać w kierunku drzwi, a nawet siadać nie zdmuchnąwszy uprzednio miejsca, ażeby nie wypłoszyć, nie przygnieść, nie wymieść, nie uszkodzić niewidzialnych gości. W czasie, gdy goście z zaświatów przebywają między żyjącymi, niedozwolone są kłótnie, płacz, smutek, pożyczanie czegokolwiek od sąsiadów, a już szczególnie – ognia.
Ogień w dniu wigilijnym – to bardzo stara tradycja. Palono światła, w wielu okolicach ogień w piecu podtrzymywano przez całą noc, aby zziębnięte dusze zmarłych mogły się przy nim ogrzać. Obecność zmarłych nadawała temu zimowemu wieczorowi szczególnie uroczysty charakter; nieposzanowanie tego wieczoru – według starych wierzeń – mogło sprowadzić nieszczęścia. Bo – jak wierzono – jaka wigilia, taki cały następny rok.
W starosłowiańskich wierzeniach ludowych jest więc wieczór wigilijny świętem niezwykle osobliwym, dzięki obecności istot łączących doświadczenia ziemskie z pozaziemskimi, istot z zaświatów biorących ponadto czynny udział w wieczerzy wigilijnej.
Pod wpływem religii chrześcijańskiej duchy zmarłych zstąpione zostały w ludowej wierze innymi gośćmi z zaświatów – niewidzialnymi uczestnikami wieczerzy wigilijnej stali się: Matka Boska, święci pańscy, aniołowie niebiescy.
Ale stara tradycja trzymała się długo. Na wschodnich terenach Polski wierzono jeszcze w XIX wieku, że w czasie wieczerzy wigilijnej można ujrzeć osobę zmarłą w roku bieżącym, należy tylko w czasie „kucyi” wyjść do sieni i spojrzeć przez dziurkę od klucza, a wówczas ujrzy się ją siedzącą na opróżnionym miejscu. Na kresach dawnej Polski – skąd przeszło do nas wiele zwyczajów – „gospodarz przed wypiciem gorzałki wylewa jej trochę na obrus. To samo czynią po kolei wszyscy domownicy. Gdy kieliszek obejdzie w ten sposób wszystkich domowników, gospodarz – a po nim inni uczestnicy wigilijnej wieczerzy – bierze po kawałku każdego jadła i kładzie przed sobą… wszystko to przeznaczone jest dla zmarłych…” (Kazimiera Zawistowska).
Po wieczerzy wigilijnej zostawiano na stole łyżki wierząc, że dusze „liżą łyżki”. Na Sądecczyźnie pozostawiano dla duchów przodków i krewnych część barszczu wigilijnego, który obnoszono w misce dookoła domu i wylewano po łyżce na każdy węgieł budynku. W dawnym chełmskim – garnki z resztą jedzenia stawiano w wieczór wigilijny na stole, wierząc, że zmarli biorą udział w wieczerzy.
Według prastarych wierzeń, dusze przychodzące do krainy śmierci przybierają postać paków, zwierząt, a także ludzi. Dlatego też w tym dniu nie należało nikomu odmawiać gościny, ani żebrakom jałmużny. Niegdyś gospodynie nie zamykały tej nocy spiżarni, aby duszom niczego nie brakowało; zostawiano jadło i napoje na stole na całą noc. Ze względu na szeroko rozpowszechnione wierzenia w ukazywanie się dusz pod postacią zwierząt i ptaków, częste było – jako pewna forma przywoływania zmarłych – zapraszanie zwierząt na ucztę wigilijną. Zanim rozpoczęto kolację, gospodarz trzymając w ręku opłatek mówił:
Wilku, wilku chodź do grochu, jak nie przyjdziesz do grochu, abyś nie przyszedł do Nowego Roku.
Reymont „Chłopi”
Albo też:
Ptasięta, wróblęta, chodźcie ku nam obiadować, a jak teraz nie przyjdziecie, to nie przychodźcie przez cały rok.
Reymont „Chłopi”
Stąd też wzięło się obrzędowe karmienie ptaków i bydła w tę noc.
Z każdej potrawy odkładają po łyżce dla bydła. Po wieczerzy odwiedzają oborę, pasiekę. Bydłu niosą jadło z wieczerzy z opłatkiem kolorowym…
Reymont „Chłopi”
Tyś gospodynią, Jaguś, to prawo twoje rozdzielić między wszystkie. Darzyć ci się będą lepiej i nie chorować, jeno jutro rano doić nie można, aż wieczorem, straciłyby mleko. Jagna połamała opłatek na pięć części i przychylając się nad każdą krową, czyniła krzyż święty między rogami, a wtykała po kawałku w gębulę, na szerokie, ostre ozory…
Reymont „Chłopi”