Dnia tego jednakowy po całej może Polsce był obiad, trzy zupy: migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybowa ze śledziem, kutia dla służących, krążki z chrzanem, karp w sosie, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okunie z posiekanymi jajami i oliwą
Julian Ursyn Niemcewicz: „Wigilia Bożego Narodzenia”
Zupa migdałowa, obca niegdyś polskiej tradycji, stała się ulubioną potrawą warstw zamożnych. Przyrządzana była z mielonych migdałów sparzonych wrzącym mlekiem z dodatkiem dużej ilości cukru, rodzynków i ryżu. Na wigilię, urządzoną w sposób wystawny, podawano na ogół kilka zup do wyboru. Jedne musiały być jasne inne ciemne;
otworzyły się podwoje i poszli wszyscy do obiadu. Stały tam na stole na przemian zupa migdałowa i barszcz z uszkami. Nastąpiły po nich w zwykłym porządku szczupak z szafranem, ryż z podróbkami, kapusta z linem, ryby po lwowsku, placuszki z makiem, karp z miodownikiem, grzanki do oliwy i wina, ryby smażone i po nich zamiast kompotu jak zwykle, gruszki gotowane ze śliwkami i obwarzankami…
E. Jaraczewska: „Wigilia w polskim dworze”
Ryby były podstawą wigilijnej wieczerzy w szlacheckich dworach:
Tak wyglądała według Alojzego Żółkowskiego wigilia szlachcica w roku 1820. Ale nic to dziwnego, zważywszy, że jak pisze Jan Chryzostom Pasek w swoich „Pamiętnikach” :
nie będę ja z masłem jadł, ponieważ wigilia. Kazałem iść do sadzu z kacaerzem, wziąć szczupaka i kwaśno szaro ugotować…
W literaturze często spotyka się wzmianki o tłuczeńcach – tradycyjnych ciastkach wigilijnych jedzonych na zakończenie kolacji:
Tłuczeńców nie piekło się, tylko masę zrobioną z czerstwego razowego pieczywa sparzonego wrzącym zrumienionym miodem z dodatkiem przypraw korzennych i bakali, ujmowało się między wafle lub opłatki.
Bakalie zyskały sobie od dawna w Polsce wielką popularność. Przywozili je z południa i wschodu Ormianie, Grecy i Żydzi i gdy zjawiły się w Polsce bakalie i korzenie „z wielkim do nich rzucono się upodobaniem”.
Do przypraw od wieków w Polsce używanych – miodu, maku, makowego mleka, octów: piwnego, miodowego, winnego zaprawianego malinami, berberysem, porzeczkami – doszły rodzynki, gałka muszkatołowa, kwiat muszkatołowy, szafran, bobki, limonie, kapary, oliwa, oliwki włoskie i hiszpańskie… później różne rodzaje cukru, tj. kandysbrot, kanar, faryna, chomos i aromata, czyli korzenie: imbir, pieprz, angielskie ziele, amomek, kardamony, czyli gatunek amomku, kubeba, sok limoniowy, kwiat muszkatołowy, liść bobkowy, cynamon, goździki, kapary, wanilia, kasztany, sago…
Łukasz Gołębiowki: „Domy i dwory”
Wszystkie te nowości szybko zajęły należne im miejsce w staropolskiej kuchni „gdzie pieprzono i szafranno”, i niezwykle wzbogaciły sposób przyrządzania wielu potraw, w tym ogromnej ilości potraw wigilijnych. Wkrótce bez bakalii trudno było wyobrazić sobie święta „po polskich domach, przy śpiewaniu kolęd w świąteczne wieczory Bożego Narodzenia, częstowano się zawsze bakaliami”, ale z bardzo starą polską tradycją wigilijną niewiele miały wspólnego.
Bakalie, tłuczeńce, mak z bakaliami, owoce i kompot z suszonych owoców kończyły wigilijną wieczerzę. Pod koniec wieczerzy wigilijnej zapalano na choince świeczki i rozpoczynano śpiewanie kolęd, oglądanie podarunków, a później do Pasterki grano w kości i karty na orzechy, nie na pieniądze, bowiem od wieków istniała tradycja, że gra w ten właśnie wieczór ma przynosić szczęście, lecz zwyczajowe prawo zabraniało w tym dniu gry na pieniądze.
Noc wigilijna wbrew temu co mówi kolęda – nie była wcale ani cicha ani spokojna. Istniało stare bardzo przekonanie, że należy wypędzać z domu dusze po ugoszczeniu i to wypędzać je w sposób obrzędowy, poprzez hałasy. Rozlegały się więc zewsząd wystrzały, wybuchy, strzelano z rusznic, petard, uderzano z wielkim hałasem w garnki, stoły, im głośniej, tym lepiej. Po czym udawano się na Pasterkę, a po drodze młodzi ludzie wróżyli sobie szczęście w miłości z kołków w płocie. Msza pasterska cieszyła się i cieszy w dalszym ciągu ogromnym powodzeniem. Był zwyczaj, że przynajmniej jedna osoba z rodziny bierze udział w tej najuroczystszej pierwszej mszy Bożego Narodzenia. Długo utrzymywał się zwyczaj rzucania grochem z chóru przed pasterką, zwyczaj mający zapewnić urodzaj i pomyślność na cały przyszły rok, a który niewątpliwie zapewniał kościelnemu „groch na cały rok”. Po pasterce, jak nakazywał stary ludowy obyczaj, mężczyźni chodzili „po podłazach” – składali wizyty krewnym i sąsiadom, a szczególnie rodzicom swojej przyszłej żony. Składano sobie specjalne życzenia szczęścia i wszelkiej pomyślności obsypując gospodarzy zbożem. Życzenia te wypowiadane były na ogół w formie wierszowanej:
na szczęście, na zdrowie, na Boże Narodzenie… żeby się darzyło w komorze, oborze, wszędzie daj Boże…
lub
Na szczęście, na zdrowie, na to Boże Narodzenie, coby się wom dorzyło, mnożyło syćko stworzenie, cobyście mieli telo koników kielo w płocie kólicków, po sopach krowicek kielo w lesie jedlicek… W każdym kątku po dziesiątku, a w kiesonce sto tysiącków, byście zdrowi weseli i byście sie wse mieli jako w niebie Jenieli. Jament
Gospodarze przygotowywali dla podłaźników przekąskę i wódkę z miodem. Wesoło, głośno i niezbyt trzeźwo upływała najdłuższa, a zarazem najpiękniejsza noc w roku, która przez długie wieki kończyła rok stary, a później stała się nocą radości z powodu narodzenia Bożego Dzieciątka.