Historia i Archeologia

Neolityczne tajemnice Serra da Capivara – najstarsze ślady ludzkiej obecności w Ameryce

Milion lat historii ludzkości ukrywa się w zakamarkach naszej wyobraźni, często zakładamy, że znamy jej każdy zakręt. Tymczasem na rozległych płaskowyżach Serra da Capivara, w gorącym i suchym parku narodowym na północnym wschodzie Brazylii, odkrycie tak radykalne, że zdaje się wywracać dotychczasowe podręczniki do góry nogami, czekało ponad pięćdziesiąt tysięcy lat.

Kiedy w latach 70. XX wieku prof. Niede Guidon – obecnie utytułowana badaczka niemal osiemdziesięciosiedmioletnia – przekroczyła progi Toca da Tira Peia („Skała odpalająca ogień”), nie podejrzewała, że w tej maleńkiej jaskini, ledwie kilkanaście metrów kwadratowych, kryje się klucz do rewizji całej prehistorii Ameryki. Większość badaczy opierała się na twardym dogmacie „Clovis first”: na podstawie artefaktów znanych jako groty Clovis, odkopanych na początku XX wieku w Nowym Meksyku, przyjmowano, że pierwsi ludzie wkroczyli na kontynent amerykański tylko około 15 tysięcy lat temu, przechodząc z Syberii przez most lądowy Beringa. Tyle że jaskinia Tira Peia skrywała dowody dawne jak czas.

Prof. Guidon i jej zespół natknęli się na kamienne narzędzia – proste drapacze, ostrza i zgrzebła – nawarstwione warstwa na warstwie, co samo w sobie nie było zaskoczeniem. Prawdziwy cud datowania przyszedł, gdy pod stanowiskiem kulturowym natrafiono na niewielkie palenisko. Tam, w skorupie wypalonej gliny i popiołu, znaleziono kawałki zwęglonego drewna. Próbki poddano badaniu radiowęglowemu, a wynik zwalił z nóg: około 50 000 lat! Potwierdziło się to także przy użyciu termoluminescencji minerałów otaczających palenisko. Oznaczało to, że ludzie rozpalali ogień w Tira Peia kilkadziesiąt tysięcy lat wcześniej, niż dotychczas sądzono, i to daleko wcześniej, niż według teorii Clovis mogli dotrzeć potomkowie syberyjskich myśliwych.

Jaskinia Tira Peia nie była jednak jedynym świadectwem. W całym parku Serra da Capivara odnotowano niemal 35 000 prehistorycznych malowideł – sceny polowań, tańców, zwierząt i abstrakcyjne symbole, sięgające równie daleko wstecz. Prace terenowe, prowadzone przez brazylijską badaczkę wraz z międzynarodowymi zespołami archeologów, usystematyzowały 150 stanowisk, w tym jaskinię Boqueirão da Pedra Furada, gdzie ślady osadnictwa, być może nawet 60 000–70 000 lat temu, wskazują na obecność ludzi zdolnych do tworzenia kamiennych narzędzi wydrążających otwory w skałach i rzeźbiących rysunki.

Jednak nawet najlepiej udokumentowane tysiącletnie malowidło nie wystarczyło, by powalić na kolana światową naukę. Dopiero dowód na istnienie paleniska – elementu wymagającego przemyślanej organizacji przestrzeni i opanowania ognia – sprawił, że prędko zaczęto się zastanawiać: Skąd wzięli się pierwsi Amerykanie? Jak przepłynęli ocean?

Odpowiedzią na pierwsze pytanie prof. Guidon rzuca nowe światło: w swoich hipotezach opierała się nie tylko na odkryciach w Serra da Capivara, ale również na badaniach oceanograficznych i eksperymentach Thor Heyerdahla. Norweski podróżnik w 1947 roku udowodnił, że prosta tratwa z papirusu może przepłynąć z wybrzeży Afryki Zachodniej do Brazylii, płynąc prądem Południoworównikowym i podmuchami pasatów. 1600 mil morskich to dystans, który warunki oceaniczne czynią stosunkowo łatwym do pokonania, zwłaszcza dla ludów, które od wieków eksplorowały przybrzeża i pływały wzdłuż rzek.

Zatem pierwszym migrantom, pierwotnym mieszkańcom tego lądu, wcale nie musieli przecinać zamarzniętej cieśniny Beringa. Prawdopodobnie przylecieli z Afryki Zachodniej – kolebki homo sapiens – albo z wysp Atlantyku, wybierając łatwiejsze szlaki morskie. Ślady kamiennych narzędzi podobnych do tych z Serra da Capivara odnaleziono bowiem nie tylko w Brazylii, lecz także w Urugwaju i Argentynie. Wszystko wskazuje na to, że w czasach, gdy Europa pogrążała się w epokach kamienia międzymorza, bogaci w życie przybrzeżne wędrowcy z Afryki żeglowali oceanem, osiągając zarówno Brazylijskie plaże, jak i wybrzeża Ameryki Północnej.

Owa teoria „Oceanicznej Migracji” – w przeciwieństwie do lądowej imigracji przez Beringię – tłumaczyłaby, dlaczego najstarsze ślady na kontynencie amerykańskim znajdujemy na południu, a nie na północy, i dlaczego kultura Clovis, choć imponująca, nie jest jedyną i najstarszą. Być może hybrydowe grupy pierwotnych łowców-zbieraczy, korzystających z łodzi, migrowały równolegle z Afryki i Azji, tworząc różne centra rozwoju na kontynencie. Jedne z nich upowszechniły narzędzia i techniki Clovis, inne – od Tira Peia po Patagonia – pielęgnowały własne tradycje.

Tego rodzaju zmiany paradygmatu nie zachodzą łatwo. „Clovis first” broniło się przez dziesięciolecia – to teoria wspierana przez znajomość lodowców, przemieszczenia lądolodu, genetyczne markery ludów syberyjskich znajdujących się w DNA rdzennych Amerykanów. Jednak ostrze krytyki zaczęło ścierać się w momencie, gdy pojawiły się pierwsze datowane na 14–17 tysięcy lat stanowiska w Kalifornii (np. Cactus Hill w Wirginii) czy na szlaki migracyjne na Alasce. W konsekwencji środowisko naukowe przyjęło postawę otwartości – co zupełnie odmieniło debatę.

Odkrycia w Serra da Capivara stały się symbolem tej rewolucji. Brazylijskie stanowisko, z niepodważalnymi datowaniami na 50 tysięcy lat, wymusiło rewizję głównego nurtu archeologii amerykańskiej. W ostatnich latach spotykają się na konferencjach badacze z obu stron Atlantyku, by omówić kwestie transportu morskiego w epoce kamienia, zmian klimatu w plejstocenie oraz genetyczne mapy migracji. Zdaniem niektórych ekspertów, znaczne fragmenty genomu rdzennej ludności Ameryki południowej mają takie same warianty mitochondrialne jak ludy Sahary i Sahelu sprzed 60 tysięcy lat. Choć wymaga to weryfikacji i bardziej zaawansowanej analizy, sugeruje, że indiańskie plemiona nie są jedynym lądem potomków syberyjskich myśliwych.

Przypatrując się malowidłom z Serra da Capivara, nasuwa się refleksja: ludzie neolityczni rozumieli rytm natury – cykl pór roku, migracje zwierzyny, fale przypływów. Wiedza ta promieniowała zarówno technologią kamieniarstwa, jak i czynnością łowów gąbek czy rybołówstwa przy brzegach. W tę harmonię wpisywały się rytuały: rozpalanie ognia w jaskini Tira Peia, malowanie czerwonych rysunków i składanie darów. W ich oczach dno jeziora i jego waterscape były tak samo święte jak szczyty andyjskich gór czy stepy Wielkich Równin.

Dziś, w dobie GPS i sonarów, moglibyśmy uznać, że archeologiczne spektakle dzieją się tylko w pokojach konferencyjnych lub muzealnych skryptoriach. Jednak gdy raz zanurzymy się fotografią podwodnego sondowania i ujrzymy wewnętrzne półki jaskiń, dostrzeżemy, że teatr historii jest znacznie większy. Szczeliny między kamiennymi palami Tira Peia to nie tylko ślady bytności, lecz także dowód na gotowość naszych praprzodków do adaptacji i eksploracji. Wyobraźmy sobie tamtych ludzi, szukających muszli i kamieni, gotowych wypuścić tratwę na wodę, by zawędrować poza widoczne horyzonty. Ich odwaga karmi dzisiejszą wyobraźnię: skoro człowiek mógł przepłynąć ocean przed 50 tysiącami lat, co jeszcze może zrobić jutro?

Inspirująca jest także historia prof. Guidon, która wbrew akademickim urzędnikom obroniła swoje datowania, przerywając labirynt polityki grantowej i przesądów. Ta walka, zakończona otwartością prestiżowych uniwersytetów do weryfikacji dowodów, uczy nas, że żadna teoria – nawet najbardziej ugruntowana – nie powinna być nietykalna, jeśli pojawiają się nowe dane.

Dziś w Senacie UNESCO rozważa się wpis „Parku Narodowego Serra da Capivara” nie tylko jako miejsce z wyjątkowymi formami skalnymi i różnorodnością biologiczną, lecz i jako serce najstarszej opowieści o Ameryce. Kiedy wreszcie padnie decyzja, turyści z całego świata przyjadą zobaczyć jaskinie, w których malowano dawne rytuały, i to samo palenisko, w którym 50 tysięcy lat temu blask ognia oświetlał twarze dalekich wędrowców.

Przygotujmy się więc na redefinicję naszej historii: zdobycze technologii, badania genomowe, oceanografia i archeologia łączą siły, wytyczając nowe szlaki pamięci. Od Afryki po Antarktykę, od północnych tundr po brazylijskie półpustynie – nasza przeszłość jest znacznie bardziej skomplikowana i bardziej fascynująca niż kiedykolwiek przypuszczaliśmy.

I kiedy następnym razem spojrzymy na mapę Ameryk, nie myślmy tylko o mostach lądowych z lodowca, lecz i o tratwach i pasatach – o śmiałkach, którzy przed pięćdziesięcioma tysiącami lat wypłynęli na ocean, by znaleźć nowy dom. Ta odległa wyprawa przypomina, że największym skarbem człowieka jest ciekawość oraz gotowość do przekraczania granic, zarówno geograficznych, jak i tych, które stawia przed nami nasza własna wiedza.

Back to top button