Historia i ciekawostki

Historia piękna – piękno na przestrzeni dziejów. Uroda obecnie

Ludzkość od zawsze eksponowała piękno jako jeden z najważniejszych wyznaczników tożsamości i społecznego statusu. Uroda bywała traktowana jako zaproszenie do dialogu z otoczeniem, manifestacja zdrowia, dobrobytu, płodności czy przynależności do określonej klasy społecznej. Na przestrzeni wieków kanony upiększania zmieniały się pod wpływem czynników kulturowych, politycznych, technologicznych i medycznych. Ten artykuł przybliża fascynującą przemianę pojęcia „piękna” od czasów rewolucji francuskiej aż po współczesność, zwracając uwagę na to, jak rewolucje społeczne i epoki historyczne kształtowały wygląd zewnętrzny człowieka, a także na to, czym jest dzisiaj uroda, kiedy nie ma już jednego, powszechnego ideału piękna.


Punkt zwrotny: Rewolucja francuska i odrzucenie „starego porządku”

Data 14 lipca 1789 roku – zdobycie Bastylii – zapisała się w historii Europy nie mniej dramatycznie niż bitwa pod Maratonem czy Konstytucja 3 Maja. Rewolucja francuska nie tylko ogłosiła upadek abszolutyzmu i początek epoki oświecenia, lecz także dokonała przewrotu w standardach piękna i mody. W latach poprzedzających rewolucję urodziła się kulturowa mania przepychu: arystokratyczne peruki przybierały postać misternych gniazd, nadętych pudrów i koronek, które skrywały naturalne kształty głowy. Gorsety, suto zdobione krynoliny i wysokie obcasy podkreślały z kolei status społeczny, lecz jednocześnie wyłączały skórę z kontaktu z wodą, a ciało z naturalnych ruchów. Zmiana ustroju politycznego okazała się zarazem początkiem rewolucji w obyczajach – również tych dotyczących urody.

Republikanie, wzniecenia hasłem „Wolność, Równość, Braterstwo”, chcieli pozbyć się wszelkich atrybutów władzy. Dlatego peruki, które do tej pory były symbolem arystokratycznego bogactwa, traktowano jako przejaw próżności i wywyższania się. W nowych kręgach kółka rewolucjonistów niespieszne obcięcie włosów uchodziło za patriotyczny gest: mężczyźni zapuszczali włosy w postaci długich, dobrze widocznych kosmyków, traktowanych z lekceważeniem – celem demonstracji odrzucenia starej, krótkiej fryzury z peruką. Długie włosy, często nieczesane, wiązały się z ideą powrotu do natury, bliskości z ludem i rytmem cywilizacji, w której nie liczył się już przepych, lecz prostota. Zniknęły gorsety i sznurowane staniki, zastąpione przez mniej krępujące gorsety typu „reticule” lub niczym nieograniczone odzienie, które pozwalało swobodnie poruszać się po ulicach Paryża czy prowincjonalnych miasteczkach.

Wraz z rewolucją medyczną pod koniec XVIII wieku powoli zwalczono dżumę i syfilis, uchodzące dotychczas za wyrok nieuchronnego zarażenia. Lekarze i władze publiczne jednoznacznie wskazywały na brak higieny, jako główną przyczynę epidemii. Efekt? Ludzie zaczęli regularnie się myć i pielęgnować ciało. Łaźnie przywrócono do życia – mimo że wciąż uważano kąpiel za czynność intymną, wymagającą odosobnienia. Sięgnięto po mydło, które zyskało miano podstawowej broni w walce z bakteriami – i odzyskując w nowym kontekście dawny, lecz wciąż skuteczny charakter, przywróciło zdrowy blask skórze.


XIX wiek: Biedermeier, elegancja i naturalność

Kiedy pierwsza połowa XIX wieku ustąpiła miejsca pełnemu przemian Erze Wiktoriańskiej po drugiej stronie Kanału La Manche, w niemieckojęzycznych kręgach Europy rozkwitła kultura biedermeierowska. W tym okresie, trwającym w przybliżeniu od 1815 do 1848 roku, po rewolucjach napoleońskich ponownie zmieniały się standardy elegancji i piękna. Biedermeierowska kobieta została wyobrażona jako uosobienie domowego ogniska: skromna, cicha, pełna życzliwości i ceniąca naturalne piękno. W odróżnieniu od barokowego przepychu czy rewolucyjnej prostoty, biedermeier przyniósł umiarkowanie i subtelność.

Moda biedermeierowska opierała się na prostych fasonach sukien: krótkie rękawy, wysoko wycięte dekolty, ciasno dopasowane gorsety tylko nieznacznie modelujące sylwetkę, a na biodrach skromne marszczenia. Tkaniny były zwykle jednobarwne lub lekko zdobione drobnymi wzorami kwiatowymi; dominowały delikatne pastelowe barwy. Fryzury w tym okresie dążyły do naturalności: kobiety wiązały włosy w luźne koki, gładko zaczesane z przodu, aby nie eksponować zbyt mocno czoła i zachować wrażenie skromności. Nie było już miejsca na ostre kontury makijażu – minimalizm makijażu spełniał ideę czystości. Jeśli jakieś kosmetyki w ogóle były używane, to głównie odrobina róży na policzkach, lekko przypudrowana twarz, aby nie błyszczała w naturalnym świetle wczesnych lamp gazowych. Makijaż ust uchodził za wulgarność, a perfumy w nadmiarze – za kłopotliwe i wpływające negatywnie na wrażliwy zmysł węchu innych. Jedynie subtelna nuta „Eau de Cologne” wprowadzała odrobinę świeżości i kojarzyła się z higienicznym, zdrowym podejściem do ciała.

Jeszcze do dziś receptura „cudownej wody” z Kolonii, stworzonej w 1792 roku, pozostaje niemal niezmieniona. W Biedermeierze „Eau de Cologne” była nie tylko dodatkiem do ubioru, lecz swoistym talizmanem elegancji. Polityka i estetyka ówczesnej epoki kazały skupić się na rodzinie, domu i naturalnym podejściu do urody – co wyraziście kontrastowało ze skandalicznymi, obfitymi kreacjami baroku czy rewolucyjnymi, prowokującymi stylizacjami epoki napoleońskiej.


Od pruskich salonów po nowoczesne kąpiele lat 1850–1900

Połowa XIX wieku przyniosła ze sobą kolejną falę przemian – tym razem związanych z rozwojem medycyny, urbanizacji i powszechnym dostępem do gorącej wody. W Wielkiej Brytanii i w innych krajach europejskich zaczęły powstawać łazienki w domach mieszczańskich, a w niektórych bogatszych posiadłościach instytucje kąpieli publicznych przeobraziły się w miejsca o charakterze luksusowych salonów. W tym kontekście zmieniło się podejście do higieny: kąpiel, dotychczas uznawana za czynność kompromitującą i wymagającą odosobnienia, przestała być wstydliwym rytuałem. Zyskało na znaczeniu dbanie o czystość skóry i usuwanie zanieczyszczeń – wszak badacze zaczynali łączyć higienę z zapobieganiem chorobom.

O ile w poprzednich stuleciach kobiety unikały zbyt częstych kąpieli, o tyle w drugiej połowie XIX wieku regularne mycie ciała stało się normą. Wanny wykonane z cynku, często obijane drewnem, pojawiły się w wielu domach. Choć nadal dbano o intymność zabiegu – stawiano ścianki czy parawany, by kobieta mogła się odizolować – to sama czynność kąpieli przestała być postrzegana jako niemoralna. Wizyta w wannie symbolizowała gotowość do dbania o zdrowie i estetykę, o czym świadczyły reklamy pierwszych mydeł i kosmetyków drukowanych w czasopismach kobiecych.

W XIX wieku, zwłaszcza w erze wiktoriańskiej, moda damska nadal opierała się na dopasowanej talii, lecz krynoliny i olbrzymie spódnice zaczęły stopniowo zanikać. Zamiast nich popularne stały się sukienki o kołnierzach stójkowych, z lekkim rozszerzeniem na plecach – nie takie obfite, jak w czasach przed Rewolucją Francuską. Fryzury również ulegały uproszczeniu: kobiety decydowały się na podniesienie włosów w niewielkie koki lub uczesania z delikatnymi puklami przy twarzy. W makijażu nadal dominowały stonowane odcienie: róż na policzkach zastępował tzw. „smaczek zdrowia”, a usta pokrywano delikatną pomadką w chłodnym różu.

Na przełomie XIX i XX wieku pojawiły się pierwsze parlor beauty shops, czyli salony piękności oferujące zabiegi na twarz, masaże i farbowanie włosów. Wraz z nimi popularność zyskały mechaniczne golarki, pierwsze szczoteczki do zębów, a także preparaty do usuwania owłosienia. Mimo że wiele metod było nadal prymitywnych, chęć radzenia sobie z niedoskonałościami skóry, a także zainteresowanie modą i jej wpływem na wizerunek doprowadziły do dynamicznego rozwoju wczesnej kosmetologii.


XX wiek: rewolucja wizerunku i ekspansja mediów

XX wiek to okres, w którym pojęcie piękna przeszło najbardziej radykalne przeobrażenia. Nowe technologie, rozwój przemysłu chemicznego i fotografia umożliwiły stworzenie kosmetyków, które bezproblemowo trafiały do masowego odbiorcy. Kinematografia, a później telewizja, zainicjowały prawdziwą rewolucję w kanonach urody. Kobiety śledziły styl gwiazd filmowych – Marilyn Monroe, Audrey Hepburn, Brigitte Bardot – i starały się odtworzyć ich fryzury, makijaż czy sposób poruszania się.

Lata 20. i 30. XX wieku to epoka flappers – odważnych kobiet, które nosiły krótkie włosy na „chłopczycę”, skracały obwody sukienek i obniżały talię. Makijaż zyskał na ekspresji: ciemne kredki do oczu, cienie w odcieniach szarości i czerni, czerwone wargi – wszystko po to, by wyzwolić kobiece ciało spod narzuconych obyczajowo hamulców. Rewolucja w modzie towarzyszyła nie tylko uwolnieniu od gorsetów, ale również nowemu podejściu do rekreacji: kobiety zaczęły uprawiać sport i pływać, co z kolei wpłynęło na lekkie uczesania i praktyczny strój kąpielowy.

Lata 50. to z kolei czasy wyrafinowanej elegancji. Sylwetka odszyta na kształt klepsydry, wysokie obcasy, charakterystyczna czerwona szminka i perfekcyjnie wymodelowane włosy – to wszystko wciąż dominowało w kolekcjach słynnych projektantów, takich jak Christian Dior czy Hubert de Givenchy. W makijażu „pin-up” – nawiązującym do stylu Betty Page – wróciły wyraziste kreski na powiekach i czerwone, uwodzicielskie usta. Po raz pierwszy zaczęto też eksperymentować z pierwszymi zabiegami kosmetycznymi jak trwała ondulacja, manicure i prostowanie włosów.

Lata 60. i 70. przyniosły kolejny punkt zwrotny. Era hipisów i rewolucji obyczajowej spowodowała, że młode kobiety coraz częściej rezygnowały z ciężkich stylizacji z poprzedniej dekady. Moda przybrała formę rozmiarów oversize’owych, a makijaż stał się skromniejszy: modne były jasne cienie, zielone lub błękitne pastelowe akcenty oraz błyszczące pomadki o chłodnych odcieniach. Jednocześnie w kulturze masowej pojawiły się kontrkultury – freaki, punkowcy, dyskotekowcy – każda z nich z własnym, specyficznym podejściem do estetyki. Punk wyzbył się makijażu w stylu „delikatnej” kobiety i postawił na ciemne kreski oczu, mocne cienie i chropowatość wizerunku. Disco z kolei przyniosło brokat, metaliczne tkaniny i połyskliwe cienie do powiek. Lata 80. to era przepychu, ekstrawagancji i kolorowych kiczy – mocny rumieniec, jaskrawe cienie, wielkie fryzury z lat dziewięćdziesiątych, a także naszyjniki z paciorków i neonowe stroje.


Przełom milenijny: kosmetyka hi-tech i retusz w mediach

W przełomowych latach 90. i na początku XXI wieku kampanie reklamowe zdominowały retuszowane fotografie – supermodelki jak Naomi Campbell, Claudia Schiffer czy Cindy Crawford wyglądały jak żywe ikony niemal doskonałości: gładka skóra, unikatowe rysy twarzy, oczodoły głębokie niczym witrażek z katedry. Rozwój Pełnej Cyfrowej Edycji (Photoshopa i podobnych programów) sprawił, że niemal każdy portret celebrytki na okładce magazynu był efektem wielu godzin pracy nad eliminowaniem niedoskonałości skóry, jednolitym wygładzeniem cery i wzmocnieniem naturalnego blasku oczu.

Z perspektywy lat warto jednak zauważyć, że te lata były jednocześnie okresem dynamicznego rozwoju kosmetologii: wypełniacze, botoks, liposukcja, laserowe usuwanie owłosienia, peelingi chemiczne, powiększanie piersi i powiek – wszystkie te zabiegi stawały się coraz powszechniejsze, a pragnienie uchwycenia wiecznej młodości zyskiwało na sile. Kluby fitness, diety cud, weganizm, moda na bycie fit – wszystko to stanowiło dopełnienie kultu estetyki. Pojawienie się Internetu i mediów społecznościowych tylko spotęgowało presję estetyczną: media, blogerzy i influencerzy zaczęli dyktować nowe kanony urody. Krytyka ciała, #BodyPositive, #NoFilter – wybuchowa mieszanka popkultury online sprawiła, że kanon piękna definiowano wciąż na nowo i na bardzo wielu polach naraz.


Uroda dziś: brak jednego ideału i eksplozja różnorodności

Współczesność przyniosła fundamentalną zmianę w podejściu do urody: nie ma już jednego, powszechnego ideału piękna. Rozwój mediów globalnych i demokratyzacja informacji za sprawą Internetu, platform społecznościowych i blogów sprawiły, że każdy może kształtować własny sposób wyrażania siebie poprzez wygląd. Jeśli w dawnych czasach kobieta musiała podporządkować się wytycznym dworskiej czy miejskiej elegancji, by nie narażać się na ostracyzm, to dziś mamy pełną dowolność.

Obecnie trendy zmieniają się w tempie nieznanym nigdy wcześniej. W jednym sezonie na topie są modelki o smukłych sylwetkach i minimalnym makijażu, by w kolejnym podkreślać różnorodność ciał – za pomocą ruchów takich jak #bodypositivity czy kampanii z udziałem modelek plus size. Jeszcze dekadę temu ideałem były długie nogi i szczupla talia, teraz pojawiają się kampanie, w których promuje się sylwetkę dziewczyny „mieściny” – z pozornie „normalnymi” krągłościami czy niedoskonałościami, za którymi kryje się autentyczność.

Kosmetyka profesjonalna również rozwinęła się do niespotykanych wcześniej rozmiarów. Innowacje typu biostymulatory tkankowe (wypełniacze z kwasu hialuronowego, osocze bogatopłytkowe), medycyna regeneracyjna (komórki macierzyste), zabiegi laserowe wysokiej mocy, iniekcje botoksu, wypełniacze oraz mezoterapia mikroigłowa – wszystko to jest praktykowane w „klinicznych SPA”, gabinetach medycyny estetycznej i w luksusowych salonach urody. W połączeniu z całodobową dostępnością usług online i dostawą „złotych masek” przez kuriera już w tym samym dniu, codzienna pielęgnacja stała się pogodnym, choć i kosztownym rytuałem.

Najważniejszym jednak faktem jest to, że zmienność kanonów urody została zdemokratyzowana. Dziś każda kobieta (ale i mężczyzna czy osoba niebinarna) może definiować własne piękno i selekcjonować inspiracje z całego świata: od minimalistycznego makijażu koreańskiego K-beauty, po wyraziste linie i kolory w stylu afrykańskich plemion. Globalne platformy pozwalają obserwować i inspirować się urodą na każdym kontynencie. To zjawisko jest bez wątpienia pozytywne – odczarowuje bowiem wąskie wyobrażenia o idealnym wyglądzie i daje szansę każdemu, by odkryć własny, niepowtarzalny styl.


Pielęgnacja, która łączy tradycję i nowoczesność

Niezależnie od epoki, podstawowym środkiem pielęgnacyjnym pozostaje woda. Nawet w czasach rokokowych kobiety mimo wszystko wypracowały własne sposoby kąpieli: do wody wrzucano wióry drewniane czy zioła, aby nie musieć poddawać się spojrzeniu własnego ciała, a i w XIX wieku kąpiel była czynnością wstydliwą. Dziś woda jest obowiązkowym elementem każdego rytuału: zarówno w domu, w postaci codziennych natrysków czy kąpieli, jak i w profesjonalnych salonach, w których rozwinięto krioterapię, łaźnie parowe, sauny na podczerwień czy jacuzzi.

Współczesna filozofia pielęgnacji łączy tradycję z nowoczesnością. Już nie tylko woda i ręcznik, lecz i pochodne technologiczne: filtry przeciwsłoneczne, zaawansowane serum, kwas hialuronowy i kompletnie nowe formuły witaminowe. Mleczka, kremy BB, drobiny złota i algi morskie – to tylko fragment listy składników, które mają dodać skórze blasku, ujędrnić, wygładzić, zredukować przebarwienia. Kiedyś wystarczyło kilka gramów pudru z ołowiu (co zresztą świadczy o katastrofalnych skutkach tego trendu), a dzisiaj świadomie wybieramy kosmetyki wolne od parabenów, silikonu czy SLS-ów.

Z drugiej strony, pielęgnacja ciała to także sztuka holistyczna: to zdrowa dieta, aktywność fizyczna, medytacja, sen i dbanie o relacje społeczne. Ginekologiczne i dermatologiczne badania potwierdzają, że nastrój i stan organizmu odbijają się bezpośrednio na wyglądzie. Tym samym dążenie do piękna nie ogranicza się wyłącznie do nakładania warstw kremu czy retuszu w aplikacjach. Uroda współczesna to w istocie stan równowagi psychofizycznej, która pozwala promieniować zdrowiem od środka.


Uroda 2022: fragmentacja kanonów i ruch #BodyPositive

W ostatnich latach nastąpiło bezprecedensowe poszerzenie definicji piękna: ruchy takie jak #BodyPositive, #BodyNeutrality czy #Inclusivity radykalnie zmieniają sposób, w jaki postrzegamy różnorodność ciał i twarzy. Osobę „nieidealną”, która według dawnych kanonów nieźle sobie nie radziła, w dużej mierze uznano za pełnoprawną reprezentantkę piękna. Czołowe kampanie reklamowe – od dóbr luksusowych po masowe marki odzieżowe – coraz częściej wykorzystują modelki o nietypowych sylwetkach, rozmiarach i odcieniach skóry. Na przykład coraz więcej firm pielęgnacyjnych oraz marek modowych angażuje do współpracy kobiety plus size lub modelki o jasnych piegach, o włosach w naturze, o zmarszczkach czy rozstępach – co jeszcze dekadę temu byłoby nie do pomyślenia.

Taka fragmentacja kanonów jest wyrazem przemian społecznych i demograficznych. W dobie globalizacji społeczności z całego świata wymieniają się inspiracjami – w związku z tym „europejski ideał piękna” ustępuje miejsca mieszance stylów: japońskie K-beauty, które promuje „glass skin” (doskonałe, szklisto gładkie wykończenie cery), łączenie intensywnych kolorów z Afryki, meksykańskie motywy barw, skandynawska minimalistyczna elegancja, włoskie podejście do „dolce vita” czy latynoski akcent w makijażu oczu. Każdy z tych nurtów dodaje coś unikatowego: od japońskiej uwagi po detale w pielęgnacji skóry, po meksykańską pasję do wyrazistych, kolorowych akcentów.


Chirurgia estetyczna jako wyznacznik statusu

Współczesna chirurgia estetyczna, która dynamizowała się od lat 90. XX wieku, zmieniła oblicze medycyny i estetyki na całym świecie. Botoks, wypełniacze, liposukcja, plastyka powiek, lifting twarzy, powiększanie piersi czy korekcja nosa – wszystkie te zabiegi przestały już być domeną tylko celebrytów czy najbogatszej elity. Stały się dostępne dla coraz szerszych grup społecznych, a nawet przedstawicielek średnich klas chętnie korzystają z zabiegów poprawiających kontury twarzy i ciała. W konsekwencji rozwarstwienie standardów piękna staje się jeszcze bardziej złożone: nie wystarczy już dobrać odpowiedni makijaż czy fryzurę, ale i w pewnych środowiskach konieczne bywa „podrasowanie” rysów wystającym z medialnych klisz ideału.

Niewątpliwie termin „piękno” w XXI wieku staje się synonimem także „zmiany” i „poprawiania”. Niemało prawdy jest w tym, że urok i atrakcyjność bywają dziś mierzone liczbą wizyt w klinice, a owe zabiegi są postrzegane jako forma autoodnowy. Jednocześnie rośnie świadomość ryzyka medycznego i psychologicznego. Coraz więcej ekspertów – zarówno psychologów, jak i lekarzy – ostrzega przed uzależnieniem od chirurgii estetycznej. Nie jest to już zwykły „zabieg”, lecz element kulturowy, który może definiować status i poczucie wartości.


Internet, media społecznościowe i selfie – nowe pryzmaty piękna

Era mediów społecznościowych to kolejna rewolucja w postrzeganiu urody. Wzrost popularności aplikacji takich jak Instagram czy TikTok spowodował, że niemal każda osoba chętnie pokazuje swoje zdjęcia, filmiki i metamorfozy. Ruch „self-love” promuje akceptację własnego wizerunku, ale jednocześnie pojawiło się zjawisko „porównywania się do innych” w skali globalnej. Filtry, retuszowanie twarzy w czasie rzeczywistym, aplikacje dające efekt „perfekcyjnej cery” i „idealnych proporcji” tworzą presję, aby wyglądać doskonale nawet na szybkim filmiku. To pokazuje, jak dalece pojęcie „piękna” rozrosło się w wymiarze wirtualnym.

Z drugiej strony, w odpowiedzi na tę presję, powstaje coraz więcej ruchów sprzeciwiających się nierealistycznym kanonom – „NoMakeupChallenge”, „EffortlessBeauty”, a także kampanie promujące naturalne włosy w ich dawnym kształcie, ciała niewyretuszowane, twarze bez filtra. Czy można powiedzieć, że w dobie Instagramu i Snapchata powrócono do rzeczywistej, „prawdziwej” urody? Taki wniosek byłby zbyt pochopny. Współczesność daje wybór: można kultywować estetyczne ideały – i to bardzo szerokie, bo inspirowane różnymi kulturami – albo uwypuklać to, co w nas naturalne, unikatowe. Jedno jest pewne: nigdy wcześniej nie mieliśmy tylu opcji na to, jak wyglądać, a zarazem nigdy nie mieliśmy tylu narzędzi do porównywania się z innymi.


Zdrowie, etyka i przyszłość urody

Współczesne trendy w pielęgnacji idą w kierunku holistycznym: łączenia dbania o skórę z dbaniem o kondycję psychiczną i fizyczną. Coraz więcej mówi się o kosmetykach „clean beauty” – wolnych od szkodliwych substancji, cruelty-free, wegańskich. Konsumenci zwracają uwagę na to, czy firma działa etycznie, czy testuje produkty na zwierzętach, czy bierze udział w programach recyklingu opakowań. To nowe warunki, w jakich kształtuje się pojęcie piękna: nie tylko „co” wstrzykniemy pod skórę lub czym pokryjemy twarz, lecz i „kto” i „jak” ów produkt wytwarza.

W przyszłości zwrócić możemy uwagę na medycynę personalizowaną. Techniki analizy DNA pod kątem predyspozycji do starzenia się skóry czy do powstawania zmarszczek już dziś wchodzą do klinik. Nowe technologie – druk 3D, nanotechnologia, terapia genowa – zapowiadają rewolucję w kosmetologii. Wkrótce możliwe będzie „uszycie” kremu idealnie dopasowanego do potrzeb danej skóry, a także bardziej precyzyjne, bezpieczniejsze zabiegi estetyczne, które „naprawią” zmarszczki czy przebarwienia na poziomie komórkowym. Jednocześnie istnieje ryzyko, że nadmierna ingerencja w obraz ciała doprowadzi do nowej fali presji na perfekcję w wymiarze, o jakim starożytni nie mogli nawet marzyć.


Czy piękno jest obiektywne?

Historia piękna ukazuje, jak bardzo kanon urody jest pochodną czasów, w których żyjemy. W epoce, gdy rurkowate krynoliny czy zalotne wachlarze były nieodzownym atrybutem dam, odbicie w lustrze było wizualizacją statusu i wartości. W czasach rewolucji wyrazem buntu przeciwko arystokracji było zaś odrzucenie wszelkiego piękna jako luksusu i przywileju. Pozornie surowe kanony XIX wieku przywracały naturalność i prostotę. XX wiek, świat świetlnych scen, filmów i później Internetu, nakreślił nową mapę piękna, w której liczyła się wyrazistość, młodzieńczy wygląd i swobodne manifestowanie siebie. Dzisiaj żyjemy w erze nieograniczonych możliwości – któż bowiem zakazuje kobietom czy mężczyznom kształtować wygląd według własnego uznania? Znaczenie ma osobista satysfakcja z własnej urody, niezależnie od tego, czy ktoś czule dumny jest z piegów, prostuje włosy czy nosi długie dredy, maluje usta na fiołkowy odcień czy wybiera brązowe odcienie nude.

Nie ma zatem jednego, „obiektywnego” piękna. Są jedynie konteksty – historyczne, kulturowe, społeczne i indywidualne – które decydują o tym, co w danym czasie uznajemy za atrakcyjne. Współczesność, choć pełna zgiełku i presji, jednocześnie daje szansę, aby każdy informując się o kanonach sprzed lat – od barokowych, przez biedermeier, po estetykę punk czy ruch #BodyPositive – znalazł własny sposób na wyrażenie siebie. Wystarczy przyjrzeć się lustru, aby odpowiedzieć na pytanie: co podoba mi się we mnie? Które atuty chcę podkreślić? A co warto zaakceptować? Historia piękna uczy, że każdy czas przynosi nowe możliwości i nowe wyobrażenia o tym, czym jest uroda. Wyzwanie współczesności polega na odkryciu własnej drogi – niezależnej od narzuconych wzorców – by pielęgnować to, co w nas autentyczne, oryginalne i prawdziwe.

Back to top button